Pewnego dnia w dalekiej Laponii pewien mężczyzna spacerując nad brzegiem jeziora wymarzył sobie, że któregoś dnia wybuduje tam swój dom. Kiedy już zapragnął tam zamieszkać wiatry nie dawały mu spokoju, bujały jego domem w każdą stronę świata. Szalały każdego ranka i nocy ciągle nie dawały mu spokoju. Mężczyzna zaniepokojony tym faktem oraz ciągłym chaosem zaczął myśleć co by tu zrobić, aby sytuacja się uspokoiła. Rozpalił ogień w kominku otworzył szeroko drzwi i uderzając w bębny zwabił szalejące wiatry do domu. Grał na bębnach całe dnie i noce aż wiatry zmęczone zasnęły, a on sprawnym ruchem pozbierał je i zamknął w swojej czapce.
Kiedy się obudziły nie umiały wydostać się ze środka, wtedy to mężczyzna obiecał, że wypuści je pod jednym warunkiem, wiatry miały uzgodnić między sobą w jakie strony świata się rozejdą i jakimi porami roku będą władać. Wiatry początkowo nie dawały za wygraną szalały mieszały się, aż pewnego poranka uspokojone zawołały mężczyznę i oznajmiły co uzgodniły między sobą.
Pierwszy wiatr powiedział, że uda się na Północ będzie przynosił zimę, śnieg, lód, zimne powietrze i stanie się Zimą.
Drugi wiatr powiedział, że uda się na Zachód i swoimi powiewami przyniesie Wiosnę będzie topił lody, które zostawiła zima, będzie przenosił nasiona kwiatów, aby każdego roku zakwitały wszystkimi kolorami, będzie budził do życia trawy i krzewy. A ptakom będzie ogrzewał zmarznięte po Zimie skrzydła.
Trzeci wiatr powiedział, że uda się na południe i wraz z południem będzie przynosił słońce i piękną pogodę, będzie sprawiał, że kwiaty zakwitną, a ziemia będzie pachniała fiołkami i morską ciepłą bryzą i od tej pory będzie nazywał się Lato.
Ostatni wiatr oznajmił, że uda się na Wschód a wraz z tym przyniesie piękne kolory, barwy, ozłoci liście i zaczerwieni krzewy. Rozda grzyby i nazwie się Jesień. Będzie też idealną porą roku dla artystów bowiem urozmaici tą porę roku, nada jej idealne kolory do tworzenia i inspiracji oraz malarstwa.
Mężczyzna przysłuchując się temu stwierdził, że to rozsądne, otworzył więc czapkę i zaczął wyrzucać wiatry. Pierwszy wypuścił na Północ, drugi na Zachód, trzeci na Południe a czwarty na Wschód. I w ten oto sposób powstały pory roku. Ale ludzie z czasem stracili radość i nie doceniają otaczającej ich przyrody. A ja?
Przez wiele lat także zatraciłam w sobie Magię Świąt, wydaje mi się, że najważniejsze jest aby poczuć to co dawno zostało utracone, a należy odebrać Święta wszystkimi zmysłami i pobudzić pamięć, wzrok, dotyk słuch i węch na nowo. Myślę, że wiele rzeczy w życiu zaczyna się od serca. To serce dyktuje, a mózg odbiera. W całej naszej świątecznej gonitwie, kiedy sprzątamy, gotujemy , pieczemy piernikowe ciasta, zapominamy co w pojęciu Świąt jest najważniejsze. Ja od dawna już chyba nie pamiętam i chociaż co roku chciałam sobie przypomnieć to magia świat nie skradła mojego serca.
Przeczytałam niedawno, że z bajek się nie wyrasta i jedno można mi przyznać w dzieciństwie opowiadałam bardzo dużo bajek, czytałam i przenosiłam się przed snem w świat marzeń.
Kiedy przychodził grudniowy czas wierzyłam, że Mikołaj obdarowuje mnie tym o czym własne marzę.
Robiłam rachunek sumienia, zastanawiałam się czy oby na pewno byłam grzeczną dziewczynką.
Nie byłam, wiedziałam to zawsze. Nie byłam, ale zawsze marzyłam o misiu ,pluszowym misiu z dużymi czarnymi oczami. Misie kręciły mnie bardziej niż lalki. Lalki były dla grzecznych dziewczynek a ja miałam za uszami wiele dziecięcego szaleństwa. Tak więc często zamiast misia były inne prezenty. Wtedy to tłumaczyłam sobie i przyrzekałam, że jak tylko będę odrobinę grzeczna Mikołaj przyniesie mi wymarzonego misia. Mijają lata, dawno już Mikołaj przestał o mnie pamiętać aż to teraz. I właśnie uświadomiłam sobie, że w tym roku byłam wyjątkowo niegrzeczna więc może jednak Mikołaj nie przychodzi tylko do grzecznych dzieci.
Ale zanim się o tym przekonałam kupiłam bilet na samolot do Laponii i postanowiłam zapytać go dlaczego mój adres kompletnie zagubił się w jego Mikołajkowym GPS. A nie przepraszam RSN ale o tym później …
Wiele lat temu wymarzyłam sobie, że jak już kompletnie zatracę magię świąt to odnajdę ją w sobie. Ale przede wszystkim zrobię wszystko aby odszukać na nowo Mikołaja i dotknąć jego długiej siwej brody a wtedy na nowo serce rozbłyśnie grudniowymi gwiazdami.
W tym celu wybrałam się do Laponii a konkretnie do Rovaniemi. W samym Rovaniemi mieszka tylko 60 tysięcy mieszkańców jednak można powiedzieć, że jest to największe miasto w Laponii.
Ale najważniejszą misją tego dnia było dotrzeć do wioski Świętego Mikołaja zobaczyć Rudolfa i zapisać na stałe mój adres w wielkiej magicznej księdze prezentów. Przy okazji odwiedzić oficjalną pocztę Mikołaja i stanąć na kole podbiegunowym.
Na lotnisku w Rovaniemi wita mnie napis “Oficjalne lotnisko Świętego Mikołaja, uśmiecham się i zdaję sobie powoli sprawę z tego, że jeszcze chwila i stanę swoimi nogami na kole podbiegunowym, zajrzę do oficjalnego biura Mikołaja gdzie przez środek jego domu przebiega granica koła podbiegunowego.
Jestem podekscytowana jak wtedy gdy wieczorami wypatrywałam w niebo żeby dostrzec jego sanie z mknącymi po niebie reniferami na czele z Rudolfem.
Wioska wygląda bajecznie tak jak można sobie wyobrazić najpiękniejszą kreskówkę Disneya. Mnóstwo światełek, piękny śnieżny biały puch otulający każdy skrawek wioski. Choinki jak z najpiękniejszej baśni. Lekki mrozik szczypie mnie po nosie, jakoś nie czuję zimna, serce powoli rozgrzewa atmosfera która tu panuje.
Pierwsze kroki kieruję do domu Świętego Mikołaja urzęduje on w największym budynku w wiosce. Oświetlony milionami lampek. Magiczne miejsce w samym sercu wioski. Aby dostać się do sekretariatu Mikołaja muszę przejść przez lodowy korytarz. Kolejka nie jest mała, ale co tam nic nie jest w stanie mnie zniechęcić. Mijam duży zegar, który odlicza dni do Świąt i obracające się podświetlane kule ziemskie potężnych rozmiarów.
Jestem podekscytowana a przecież zdaję sobie sprawę z tego, że to tylko wizyta a nie egzamin maturalny. Zdjęcia w Mikołajem robią tylko elfy. Może i dobrze bo ręce trochę mi się trzęsą.
Widzę jego duże buty i oto jest. Najprawdziwszy z prawdziwych, staruszek z długą obłędnie wyglądającą brodą. Uśmiecha się serdecznym i pięknym magicznym uśmiechem., podaje dłoń na przywitanie i mówi ” dzień dobry” no przecież jak mogłam mieć wątpliwości przecież on mówi we wszystkich językach świata. To przesympatyczny staruszek o uśmiechu tak prawdziwym jak ogromnie wielkie może być Mikołajowe serce. Dotykam jego brody. Czy to możliwe jest taka prawdziwa, taka wymarzona z dzieciństwa, taka najdłuższa jaką widziałam i taka siwa. Ubrany jest w cudowny oficjalny strój, czerwony strój.
Mikołaj ma chyba z milion lat pomyślałam ale tak naprawdę mówi, że jest tylko jeden dokument który o tym świadczy. To prawo jazdy na renifery i w rubryce data urodzenia jest napisane wiele lat temu. Zapytany jak trafia do wszystkich dzieci na całym świecie , odpowiada , że ma system RSN czyli Reniferowy System Nawigacji. To właśnie ten system podpowiada gdzie mieszkają dzieci na całym świecie. Obiecał mi także, że nie zapomni już o mnie w Boże Narodzenie. Przekazałam mu także prośby od innych przyjaciół. Sprawdziliśmy magiczną księgę i możecie mi wierzyć jesteście tam wszyscy. Wizyta sprawiła mi tyle radości. Serce zapłonęło świątecznym blaskiem i nabrało ponownie czerwonego jak miłość koloru. Wychodziłam od niego otulona spokojem. Teraz już wiem nigdy o mnie nie zapomni. Elfy pożegnały mnie i udałam się do kolejnego punktu w wiosce.
Oficjalna poczta Świętego Mikołaja to właśnie tutaj przychodzą listy dzieci z prośbami o wymarzone prezenty. W okresie bożonarodzeniowym odbieranych jest tu prawie 30 tys listów, to bardzo dużo, w całym roku Mikołaj dostaje ponad pół miliona listów od dzieci z całego świata. Elfy przybijają oficjalną pieczęć na zaadresowanych do przyjaciół pocztówkach. Pani Elf wskazuje mi pocztowe skrzynki. Okazuje się. że można wysłać kartkę także na 2019 rok. Wkładając kartki do skrzynki uśmiecham się znów jak małe dziecko. Mogę sprawić choć trochę radości moim znajomym. Zakupuje jeszcze kilka drobiazgów z oficjalnego sklepu Mikołaja.
Wioska Świętego Mikołaja wcale nie jest taka duża, oprócz poczty, oficjalnego domu Mikołaja, stacji Reniferów jest jeszcze kilka sklepów z pamiątkami, restauracje i dom legend w którym to magiczna wróżka opowiada baśnie z dalekiej Laponii.
Odwiedzam kolejny punkt wioski tym razem stację reniferów.
Mikołaj ma wystarczająco dużo reniferów w swoim zaprzęgu aby móc sprawnie i szybko dojechać na koniec świata. Renifery są pod opieką wyspecjalizowanych hodowców dbających o nie przez cały rok.
Ale w wigilijny wieczór to właśnie Mikołaj posypuje renifery magicznym pudrem a wtedy one wznoszą się w powietrze. Jedno trzeba pamiętać może to zrobić tylko On z Gwiazdą i koniecznie użyć do tego tylko magicznego pudru. Wtedy to nos Rudolfa staje się czerwony i cały zaprzęg odlatuje.
Nie jest mi dziś dane zobaczyć magicznego Rudolfa a właściwie jego czerwonego nosa ale poznając sekretną tajemnicę jestem spokojna. To jeszcze nie ten dzień. Choć nie omieszkałam usiąść do sań i dać się na chwilę przenieść w krainę magii. Ty razem nie uniosłam się w powietrze ale moja magiczna wyobraźnia tego dnia przeniosła mnie właśnie w taki klimat. Ponad domy, ponad chmury gdzieś w świat ośnieżonej krainy w której żyją grzeczne dzieci.
W całej wiosce śpiew elfów i wesołe kolędy, wszyscy życzą mi Wesołych Świąt. Przysiadam na chwilę przy ognisku aby ogrzać dłonie przed kolejnym wyzwaniem.
Udaję się w stronę Parku gdzie żyją psy husky. To one czasem zastępują Mikołajowe renifery.
Podchodząc do bazy czuję ekscytację tych psiaków. Ich skomlenie uświadamia mi jak bardzo czekają na przejażdżkę. Układam się wygodnie w saniach. Psy wariują ze szczęścia. Czekają na komendę aby ruszyć. Ich ekscytacja sięga zenitu. Nawołują się nawzajem i to właśnie sprawia, że atmosfera tego miejsca jest absolutnie wyjątkowa.
Pada komenda psy ruszają a mnie kręci się w głowie z radości ze szczęścia, a przede wszystkim widzę ogromną radość w pyskach tych psiaków.
Mkniemy szybko, zimno mrozi mi uszy, mijam punkt koła podbiegunowego, na chwilę zamykam oczy ale nie na długo, bo zorza polarna nie pozwala mi oderwać wzroku od lasu który wygląda jak zaczarowany. Psy skomlą i biegają jak oszalałe, a ja w tym czasie dowiaduję się więcej o hodowli tych psów. Okazuje się, że uwielbiają biegać w temperaturze minusowej, to dla nich najlepsza pora. To hodowca decyduje kiedy i który pies biegnie danego dnia w zaprzęgu. Do każdego zaprzęgu przypina się 7 psów w tym dwóch liderów. To lider jest motorem całej drużyny reszta tylko pomaga. Maksymalny czas codziennej gonitwy to 8 godzin. Po jednym lub dwóch sezonach zimowych takie psy są w pełni przygotowane do zawodów psich zaprzęgów.
Tyle emocji we mnie, tyle emocji w tych cudnych psiakach, a ja czuję się spełniona i szczęśliwa. Przeniosłam się do krainy baśni do krainy magii i pełni szczęśliwa mogę wracać do domu.
Na koniec dostaje certyfikat zdobywcy koła podbiegunowego i … pluszowego misia.
Mikołaju jesteś tak prawdziwy jak prawdziwa jest Magia Świąt.