Aż trudno w to uwierzyć i chyba wypada mi przeprosić wszystkich zamieszkujących Tworków, że ja Ślązaczka nigdy tam nie byłam, ba nawet nie słyszałam o Tworkowie. Świat widziałam już z rożnych miejsc kuli ziemskiej, ale nigdy nie widziałam Tworkowa. A to właśnie Tworków jak był tak jest i to właśnie na Śląsku. A jego nazwa od wieków podobno pochodzi od polskiej nazwy białego sera – twarogu.

Według niemieckiego językoznawcy Heinricha Adamy nazwa miejscowości wywodzi się od polskiej nazwy białego sera – twarogu. W swoim dziele o nazwach miejscowych na Śląsku wydanym w 1888 roku we Wrocławiu jako najstarszą nazwę miejscowości wymienia Tworków podając jej znaczenie “Kasemacherdorf” czyli w języku polskim “Wieś wytwórców sera, twarogu”. Nazwa wsi została później fonetycznie zgermanizowana na Tworkau i utraciła swoje pierwotne znaczenie.

Wikipedia

Tym bardziej jestem zaskoczona, że mogłam gdzieś tą wioskę na mojej mapie podróżniczej ominąć. Nadrabiając więc zaległości w niedzielny poranek wybrałam się wraz z przyjaciółmi do właśnie odkrytego Tworkowa. Uściślając odkrył go dla mnie kolega Sebastian, który to na rowerze na Śląsku był już prawie wszędzie. Tak więc za jego radą postanowiłam niedzielny poranek przeznaczyć na Tworkową przygodę.

Doczytałam, że Tworków leży blisko historycznej granicy śląsko-morawskiej. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z 1350, kiedy stała się własnością rodziny Tworkowskich. Jej początki sięgają jednak prawdopodobnie roku 1258.

W drogę ruszam przed południem. Na miejscu jestem krótko po godz 11h. Nawigacja sprawnie poprowadziła mnie na parking przed Ruiny Zamku. Oczywiście o historii tego miejsca już wcześniej dowiedziałam się z różnych przewodników. Lubię wiedzieć co mnie czeka na miejscu.

W promieniach słońca a w zasadzie upału idąc z parkingu ujawnia się “On”.

Trójskrzydłowy Pałac podobno postawiony na rzucie podkowy. Pięknie zachowane ruiny Zamku witają mnie ogrodzonym murem i bramą, która otwarta jest na zwiedzanie i przyjmowanie gości. Wokół jednak pustki zaledwie kilka osób wybrało się w tym właśnie czasie. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, ponieważ takich właśnie perełek na Śląsku szukam. Ciągle nie odkrytych albo zapomnianych przez ludzi. Warto więc odświeżyć sobie to miejsce kiedy w niedzielne przedpołudnie zapragniecie trochę poobcować z historią.

Przechodząc pod Zamek zauważa się trzypiętrową wieżę przed którą z wielkim uśmiechem siedzi Pan z obsługi i ochoczo zachęca aby wejść do środka. Wszystko odbywa się w reżminie sanitarnym choć ów Pan informuje nas, że nie jesteśmy w tzw “strefie czerwonej” więc można swobodnie poruszać się bez maseczki. Dezynfekcja rąk oczywiście przed wejściem to podstawa. Grzecznie wykonujemy tą czynność i znajdujemy się przy wejściu na wieżę.

Zabezpieczone schody prowadzą nas na piętro, tam w małym okienku widać pręt połączony z zegarem. Nie wiem czy to możliwe ale dotykając go uruchomił się dzwon. Patrząc na zegarek wybiła godz 11 więc może to dziwny zbieg okoliczności ale faktycznie napędziło mi to trochę niepokoju, że uruchomiłam dzwonnicę zamkową 🙂

Pierwsze piętro wieży to widok na dziedziniec i roztaczające się ruiny, Fantastyczny widok. Chciałabym tam zatrzymać się na dłużej aby skrupulatnie obiegać wzrokiem każde odkryte w murach okienko, ale moi przyjaciele wołają mnie na górę.

Idąc na kolejne piętro wchodzę na wieżę widokową. Tutaj można wziąć głęboki oddech. Pięknie roztaczający się widok na Tworków i okolice oraz na kościół par. pw. św. Piotra i Pawła, 1691 (wpisany do rejestru zabytków 17 lutego 1955 r ).

Delektuję się widokiem z okien, które pewnie nie jedno zdarzenie tam widziały. Sam natomiast pałac widziany z góry robi na mnie wrażenie. Warto też, podkreślić, że ruiny są bardzo dobrze zachowane. Wielki szacunek należy się gminie, że tak dba o okoliczną wartość historyczną.

W przeszłości przed dawnym zamkiem znajdowała się fosa, zniwelowana w większości podczas budowy renesansowej rezydencji. Z przewodnika dowiaduję się, że w 1839 przy pałacu uruchomiono browar, w którym produkowanego piwo na sposób bawarski, pierwsze tego typu na Górnym Śląsku. Zakład zaczął prosperować jeszcze lepiej pod rządami rodziny Saurma-Jeltsch; w 1852 gruntownie go zmodernizowano, a w 1874 zaczęto produkcję piwa typu pilzneńskiego.

W okresie od wiosny do jesieni w weekendy kursowały do Tworkowa specjalne pociągi z Raciborza, dowożące gości do ogródka piwnego i piwiarni, w dni robocze do składów towarowych dostawiano wagony osobowe. Był to ewenement w skali Śląska.

Mały zakład, wykorzystujący wszelkie ówczesnego nowinki techniczne, został jednak zamknięty pod koniec XIX wieku, nie wytrzymując konkurencji z większymi browarami.

Wokół ruin zamku znajduje się ścieżka edukacyjna i park zabaw dla dzieci, warto go więc wykorzystać wybierając się na zwiedzanie wraz z dziećmi. Na ścieżce na przykład można znaleźć wspaniały edukacyjny przykład porannego budzika.

Spacerując na tyłach zamku warto zatrzymać się, aby podziwiać dzikie kaczki na graniczącym z ruinami zamku stawie.

Przed ruinami znajduje się też mały “fast food”, gdzie można zakupić kawę lub inne
napoje i delektować się nimi patrząc na ten kazały niegdyś zamek.

Kolejne fajne miejsce na mapie moich śląskich podróży. Oczywiście, zapraszam!

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *