Od pewnego czasu chodzą mi po głowie niedzielne, krótkie wycieczki. Ciągle jeszcze nie nabyłam dobrego roweru więc pozostaje mi samochód jako środek lokomocji, nad czym coraz bardziej ubolewam.

W niedzielne słoneczne przedpołudnie postanowiłam ruszyć się z mojego ogródka i wyjechać na szybką wycieczkę za miasto. Rozważając różne opcje postanowiłam odwiedzić jakiś pobliski zamek.

Wybór padł na Chudów a w zasadzie ruiny zamku w Chudowie. Od mojego miejsca zamieszkania to zaledwie 30 min drogi samochodem. Czasem zastanawiam się co robiłam dotychczas, że nigdy się tam nie wybrałam. To kolejne już miejsce na Śląski, ktore w zasadzie graniczy z moim miastem. Na szczęście nadrabiam zaległości, mając na uwadze wakacje i tłok w wielu atrakcyjnych turystycznych miejsc, uciekam tam gdzie można odetchnąć naturą i po prostu odpocząć.

Zamek w Chudowie

Piękne słoneczne przedpołudnie spędzone w okolicznościach zamkowych to dobry pomysł, aby wyciszyć się po całym tygodniu pracy.

Bardzo chciałam doszukać się historii na temat tego zamku ale naprawdę ciężko cokolwiek znaleźć. Wiem jedynie, że został wybudowany w latach 30-tych. Średniowieczne archiwa nic nie mówią o tym obiekcie. Nie wiadomo kto był jego fundatorem ani też budowniczym. Nie będę więc rozpisywała się o historii tego zamku bo o tym można przeczytać na wielu stronach w internecie.

Dla mnie liczy się wrażenie i całokształt zastanego tam teraz obiektu.

Parking przy zamku mieści dobre kilkanaście samochodów. Byłam chyba jedna z nielicznych pakujących ponieważ faktycznie było sporo miejsca, to też dawało mi poczucie, że nie będę spacerowała w tłumie ludzi. Najbardziej jednak ten szlak upodobali sobie rowerzyści bo docierając pod obiekt rowerzystów było tam sporo.

Bardzo przyjemy spacer kładką i jestem na tzw obrzeżach zamku. Zawsze wyobrażam sobie co też za historia kryje się za tymi murami. Jakie emocje ile odbytych spotkań ilu ludzi tu mieszkało, co jedli, co ubierali z kim mieszkali.

Doczytałam, że 1848 roku zamek znalazł się w rękach Karola Goduli największego magnata przemysłowego na Śląsku, a potem przekazany został w drodze własności na wychowankę Karola Goduli Joannę Gryczka oraz jej męża. W 1875 roku na zamku wybuchł pożar wskutek tego spaliła się część pokrywy dachowej. O dziwo, nie podjęto już odbudowy tego zamku.

Szczerze powiem wielka szkoda bo zamek z zewnątrz wygląda bardzo imponująco. Nawet powiem więcej, jak doczytałam, po pożarze część ścian rozebrano przekształcając go w ówcześnie modną romantyczną ruinę.

W roku 1995 powstała fundacja “Zamek Chudów”, która zajęła się porządkowaniem i zabezpieczeniem terenu zamku, a w latach późniejszych jego częściową rekonstrukcją. Do chwili obecnej odbudowana została część murów zewnętrznych oraz wieża wjazdowa, w której mieści się zamkowe muzeum.

Zielony teren wokół ruin potwierdza, że dobrym pomysłem jest spacer albo po prosto odpoczynek podczas rowerowej wycieczki.

Ciekawy pomysł to ustawienie w zamkowym ogrodzie postaci ze śląskich bajek.

Możemy tam spotkać utopca, strzygę, wiedźmę, skarbnika i pięknie pachnące starością ule.

Topola Tekla

Mnie jednak najbardziej zainteresowała całkiem inna historia, w zasadzie oglądanie zamku było tylko pretekstem do zobaczenia “JEJ ” Topoli TEKLA

Choć niektórzy mówią, że drzewo jak drzewo to dla mnie Tekla stała się symbolem wspaniałości i wytrwałości.

Obchodząc ruiny zamku na tyłach jest Bar przy Tekli a zaraz obok niego cudowna, okazała i jakże długowieczna ONA Topola zwana ” TEKLĄ”.

I choć nazwa ta kojarzy się ze znaną bajką w której to przenikliwym do granic możliwości dźwiękiem zajmowała się tamta bohatera, to ta jednak nie odstrasza niczym, a wręcz przeciwnie swoją magią przyciąga.

Tekla, czyli topola kanadyjska jest skrzyżowaniem rodzimej topoli czarnej z topolą amerykańską. Według pomiaru z maja 2013 roku chudowska topola jest najgrubszą, jednopienną topolą kanadyjską w Polsce. Mierzy 7,24 metra w obwodzie i 2,30 metra średnicy, co daje jej 36. miejsce w Polsce w kategorii grubości wszystkich polskich drzew. Pod względem wysokości (31,5m) plasuje się na 92 miejscu w Polsce. Znajdująca się w niej dziupla uchodzi na największą w Polsce. Zaglądając do środka a w raczej wchodząc przez magiczne topolowe drzwiczki znajdujemy wystarczającą ilość miejsca aby przysiąść na krzesełku lub ławeczce a na małym stoliczku zmieścić filiżankę kawy może mały laptop i spoglądając przez krzywe okienko na chwilę doświadczyć magii. I radzę się w ogóle nie spieszyć, bo na tym polega nieśpieszny urok tego czarującego miejsca.

Jeżeli ktoś zapyta mnie czy warto? Odpowiem po raz kolejny zdecydowanie “Tak”. Odkryjcie to piękne miejsce, by na chwilę zapomnieć o teraźniejszości. Warto!

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *