Postanowiłam, że będę odkrywać miejsca o których z zasłyszenia wiem, że istnieją ale dotrzeć tam jakoś nie było mi po drodze. Wstyd się przyznać, że do tego miejsca wybierałam się już kolejny rok z rzędu.

W mediach społecznościowych dużo fotek z pięknej Chorwacji czy Bułgarii, bo część z nas wybrała się tam gdzie można dojechać samochodem, ja jednak postanowiłam nacieszyć się w tym roku tym co nasze a raczej powinnam napisać “moje” bo śląskie.

Z miejsca mojego zamieszkania do parkingu na którym zatrzymałam się na spacer to zaledwie 20 min drogi. O zgrozo, przysłowie mówiące cudze chwalicie a swojego nie znacie nabiera teraz wielkiego znaczenia.

Palowicki las przywitał mnie komunikatem “do źródełka”. Kilka razy ciągu miesiąca tą właśnie trasą jadę w kierunku Żor, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, aby się tam zatrzymać.

“Pojezierze Palowickie”, bo o tym będzie mój wpis, znajduje się na pograniczu Żor, Palowic i Szczejkowic. Jest to obszar należący do Parku Krajobrazowego “Cysterskich Kompozycji Krajobrazowych Rud Wielkich”. Dla przyrodników i historyków region ten jest bogaty w historię oraz obfity przyrodniczo.

Wprawdzie wiele osób docenia tą trasę jadąc na rowerze, ja jednak postanowiłam trochę pospacerować i pokonać kilku kilometrową trasę na nogach.

Nie jest to jednak uważam żaden wyczyn dla mnie, ponieważ chodzenie jest największą moją przyjemnością. Tym bardziej, że dzień wcześniej wróciłam z gór ale pogoda nie pozwalała mi na zdobycie ulubionego górskiego szlaku.

Parking przy tzw źródełku nie był zapełniony samochodami, z łatwością więc znalazłam miejsce do zaparkowania. Ale za to znalezienie Chatki Shreka już stanowiło nie lada problem.

Mapy Google pokazują wprawdzie lokalizację, choć mam wrażenie, że nijak się to ma do zastanej rzeczywistości.

Mija mnie kilku rowerzystów szukając usilnie wspomnianej miejscówki, na nic jednak ich poszukiwania bo ciągle mijając mnie ponownie oznajmiają, że trzeba iść znów w innym kierunku. I tak błądzimy raz w jedną raz w drugą stronę.

Wiadomo jednak z mojego doświadczenia podróżniczego, że jak się czegoś szuka to zawsze bierze się lokalnego przewodnika 🙂

Ów Pan pojawił się nagle wyłaniając na rowerowej ścieżce. Wszystkie znaki na niebie i ziemi powiedziały mi to jest twój czas pytaj, bo drugiej okazji nie będzie. Widząc napełnioną butelkę po napoju, który to znany jest z reklamy ogromnej świątecznej ciężarówki jestem skłonna w stu procentach stwierdzić “będzie wiedział”.

Grzecznie witając się z Panem miejscowym rowerzystą pytam nie o źródełko, ale właśnie o ten domek znanego z bajki Shreka.

Pan rowerzysta zatrzymał się i śmiejąc się pod nosem powiedział. ” Fakt. ciężko znaleźć to miejsce, ale ja właśnie tam jadę proszę ze mną”.

Poczułam jakby stu kilogramowy kamień spadł mi z serca. Po drodze opowiedział mi historię o tym jak kiedyś jedna młoda para chciała zrobić sobie plener przy tej chatce, ale szukając godzinę byli już bliscy rezygnacji. Mój lokalny przewodnik pozwólcie., że będę go tal nazywać, zaprowadził ich do tego miejsca, jak dziś mnie.

“Widzi Pani tą wieżę strzelniczą o właśnie tam idziemy, potem nie pierwsza, ale druga ścieżka, nie wolno pomylić ” oznajmił tak pewnie, że zapamiętać nie było trudno.

Wcześniej mijaliśmy kilka zakrętów, rozwidleń dróg, trochę zastanowiłam się czy jak mnie opuści ten Pan to do parkingu chyba nie trafię, ale nie było najgorzej, kobieca intuicja sprowadza się u mnie bez problemu.

Docieramy na miejsce, szlaban, tablica z informacją o możliwości pojawienia się węży oraz informacja o prywatności tego terenu.

Robiąc krok do tyłu szanując czyjąś prywatność nie chciałam wejść na teren nieproszona. Pan z rowerem spokojnym głosem przekonuje mnie, że jeżeli uszanuję wszystko co się tam znajduje pewnie nikt nie będzie miał problemu z chwilowym pobytem w tym miejscu. Wiem jak ważne jest to aby dbać o przyrodę i własność kogoś kto sobie tak piękne miejsce stworzył.

Nieśmiało wchodzę, jest ławeczka, a gdy na niej usiądziesz patrząc na wprost ukaże Ci się mała chatka schowana w szuwarach. Do chatki prowadzi kładka, która otoczona jest tatarakiem, a idąc nią dostrzegasz cudownie o tej porze kwitnące pałki na wodzie. Dookoła staw w kolorze soczystej zieleni, bo pokryty jest kołyszącą się powoli na wietrze trawą.

Cisza roztaczająca się wokoło, dzikie kaczki, kaczeńce i tylko dźwięk przelatujących ważek zakłóca mi błogi spokój. Jak helikoptery nad uchem przelatują różne owady. Zaskroniec czarny w małe plamki wygrzewa się na kładce, a żaba leniwie wyłania się z wody by za chwilę wskoczyć do mniej ponownie. I tak to natura spokojnie sobie żyje w komitywie z olbrzymim bajkowym Shrekiem. Nie dane było mi go spotkać. Legenda jednak głosi, że często znika w niedzielne przedpołudnie ubierając się bardziej elegancko, by udać się na niedzielny obiad. Koniecznie sprawdźcie inne godziny może nawet uda Wam się go spotkać.

Spędzając błogi czas nad wodą wpatrując się w cuda natury, żaden z wcześniej poznanych rowerzystów nie dociera do chatki. Miejsce to pozostawia ciągle jeszcze swoje tajemnice. A może tak jak ja trzeba wierzyć w bajki. Bo kiedy ma się wiarę w dobro to na swojej drodze poznaje się ludzi, którzy zawsze pokażą ci drogę.

W drodze powrotnej podeszłam jeszcze do źródełka, zakochana para wpatrywała się w siebie i spokojną taflę wody.

Teren całego kompleksu był kiedyś przemysłowy. “Przewodnik” opowiedział mi kilka ciekawych historii tego miejsca jak choćby to, że stawy te są pozostałością po odkrywkowym wydobywaniu rudy darniowej. Sama nazwa płynącej rzeki Rudy nie wzięła się przypadkowo, ciągle jeszcze barwi dzisiejsze potoki na rudo-brązowy kolor.

Udając się czarną trasą docieram do źródła wody pitnej, jest tam też kilka ławeczek na których można przysiąść i po delektować się spokojem stawu. Można tam nabrać wody pitnej do pojemnika lub po prostu wypić kilka łyków na miejscu. Pomyślałam, że można by tam zrobić takie śląskie pijalnie wody. Przewodnik mówi, że woda ma wiele właściwości zdrowotne, dlatego też cieszy się ogromnym zainteresowaniem lokalsów.

Opowiedział mi też jeszcze jedną historię o broniących się w czasie okupacji Żorach oraz grobach ludzi tutaj pochowanych

Pomilczeliśmy chwilę, po czym grzecznie pożegnał się i odjechał. Nawet nie mam pamiątkowego z nim zdjęcia. Ale mam na filmie jego rower. Jak spotkacie tego Pana pozdrówcie go ode mnie serdecznie.

Choć czasem nie wiedząc dlaczego nagle na naszej drodze pojawia się ktoś i jak szybko się pojawił tak szybko znika pozostawiając za sobą jeszcze większe dobre wspomnienia.

Polecam wybierzcie się na spacer a i może spotkacie postać ze znanej bajki.

Kiedy zbłądzicie uwierzcie w baśnie, a może tak jak i mi pokaże się znikąd ów Pan z rowerem, opowie historie zaprowadzi w ciekawe miejsca i zniknie kiedy tylko spełni się wasza opowiedziana historia.

Możesz również cieszyć się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *