Obudziłam się bardzo podekscytowana. Pierwszy dzień jest zawsze najtrudniejszy. Myślę sobie, że każdy pierwszy raz jest trudny chyba we wszystkim. Dla mnie trudny dlatego, że pierwszy dzień wspinaczki, pierwszy dzień poznaję się z moimi przewodnikami. Jestem niespokojna. Wsiadam do samochodu, który wiezie nas na miejsce od którego czas zacząć. Rozglądam się przez okno jakbym miała co najmniej ADHD, chcę wszystko uchwycić oczami, chcę nic nie stracić ani sekundy z obrazu, który ma pozostać w mojej głowie.Dzieci się bawią na ulicy ludzie nigdzie się nie spieszą zaczyna się dzień jakby leniwie. Jedziemy spokojnie czasem wolno, tylko mnie jakoś gniecie w żołądku.
Kierowca cały czas trąbi na wszystkich teraz już wiem dlaczego tutaj nie ma przepisów jedynie klakson ostrzega, że jesteśmy na drodze.
Wypatruję widoków. Zielono na horyzoncie. Nagle ukazuje się Ona jakże dostojna świeci w porannym słońcu jakby chciała mi powiedzieć “czekam” odwróciłam wzrok na sekundę i już jej nie ma. To sen pomyślałam, może wcale jej nie było może tylko w mojej głowie ukazała się na chwilę. Obracam się nerwowo, szukam w każdym kierunku nie ma.
Jesteśmy na miejscu, kupuję wodę ze zdenerwowania przy otwieraniu wylewam ją na siebie. Na szczęście to tylko woda. Jestem mokra od pasa w dół. Śmieję się z tego i chyba wszyscy wokół mnie.To mnie kompletnie rozluźniło.Niech się dzieję.Po to tu jestem. Idziemy wolno poznajemy się nawzajem ja i moi kompani, którzy zresztą okazali się fantastycznymi towarzyszami wspólnej wspinaczki.Nie odstępują mnie na krok ale jednocześnie dają na tyle swobody, że czuję się w ich towarzystwie dobrze.
Santosh niesie mój bagaż a ja jestem na siebie zła, jak zawsze wzięłam za dużo rzeczy. Bagaż przebierałam trzy razy a i tak ciągle czegoś chyba mam za dużo patrząc jakiej wielkości jest plecak. Ktoś to teraz musi nieść. Cholera pomyślałam, że następnym razem wezmę połowę.Co? Napisałam następnym razem?
Wspinamy się w górę i tu zaczęły się schody dosłownie i w przenośni. Schodów tego dnia pokonałam ponad 5000 i 2000 m w górę. Oczywiście to był ciężki czas, tylko ja i moje myśli i słabości. Kiedy wybierasz się samotnie w Himalaje musisz wiedzieć, że motywację trzeba mieć we własnej głowie. Siłę trzeba czerpać z wnętrza bo nikt Ci tutaj nie powie ” ciśnij na maxa” nie masz siły ok schodzimy w dół.To ty decydujesz co robisz nikt tu za ciebie nie podejmie decyzji. Z tym zostajesz kompletnie sam.
Ty Twoja siła w głowie i w nogach i o ile nie pokona cię choroba wysokościowa to dojdziesz jeżeli mocno będziesz tego chcieć.
Moje zmęczenie tego dnia było ogromne, sama siebie nienawidziłam za decyzje, które podjęłam. Moje nogi mówiły dość, ale głowa pchała je do przodu. Na szczęście jestem silna. Teraz to wiem siła leży w mojej głowie a potem rozprowadza ją do mięśni i oby do końca tak pozostało.
Przewodnik robi mi częste przerwy wie, że to ciężki dzień, wie też jaki jest mój cel.Jedyne co mi obiecał to zrobić wszystko żeby się udało.
Widzę cel tego dnia. Jestem tak zmęczona, że jest mi ciężko ustać. Patrzę na swoją koszulkę z napisem All you need is love.
Łączę się z domem. Wiem, że nie można nikogo zmuszać do swoich pasji dlatego jestem wdzięczna tego dnia za miłość.Zasypiam i już nic nie jest ważne.Ważne jest tylko kolejny dzień.
Wstaję wcześnie rano zwarta i gotowa na kolejne wyzwania.
Na śniadanie zjadam dwa jajka, tost i piję małą filiżankę kawy.
Jakoś mnie to nie dziwi. Poprzednio odwiedzając Nepal przeszłam te historię.
Ruszamy i co widzę schody.Boję się tego jak diabli.Mam do pokonania kolejne 3000 schodów i 1000 m przewyższenia.
Więcej mi dziś już nie wolno.Muszę się zaklimatyzować.
Dziś przeszłam ich prawie 3000 wow myślę znów dałam radę.Do pokonania mam ok 1000 m.Idziemy wolno bo tak nam wygodniej. Widoki rekompensują cały trud.Jestem coraz wyżej i wyżej. Świat z tej perspektywy jest cudowny. Zazdroszczę ptakom ich skrzydeł. Czasem chciałabym polatać może dlatego jestem tutaj może dlatego, że bardzo im zazdroszczę a może dlatego, że każdy trud okupuję przyjemnością obcowania z naturą. Kocham to życie jak nigdy dotąd.
Dzisiejszy dzień jest spokojny. Zbliżył się wieczór i już wiem dlaczego.Jutro czeka wyjście aklimatyzacyjne o 4 rano. Muszę pokonać przewyższenie, żeby zejść w dół i znów w górę.Tymczasem delektuję się odpoczynkiem.
Ogrzewam się przy piecu. Słucham opowieści ludzi z całego świata Iran Australia Kalifornia Niemcy Izrael Japonia Korea i ja z Polski jestem dumna.